Już w piątek odbędzie się słodka akcja zorganizowana dla naszych słodkich księżniczek. Jak będzie to wszystko wyglądało? sam nie wiem. Czy powiedzie się akcja i uda się sprzedać ponad 80-siąt blach ciasta? Hmm, tego też nie wiem. Wiem jednak, że jeszcze mnóstwo osób włoży pracy w przeprowadzenie akcji, a dla nas to już jest sukces. Widząc jak duże jest zaangażowanie tych wszystkich ludzi, ile serca wkładają, nie możemy powiedzieć, że my rodzice jesteśmy sami. Dziękujemy i trzymamy kciuki.
czwartek, 30 stycznia 2014
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Nie całkiem zabawna historia. Jak to bywa z tym jednym procentem.
Jest o czym pisać, ale
najpierw trzeba nadrobić zaległości i uzupełnić blog.
Początek roku to dla nas
rodziców czas pozyskiwania 1 procenta. W ostatnim czasie oczekując na wizytę
lekarską zacząłem przeglądać wszystkie ulotki z prośbą o przekazanie jednego
procenta. Były to ulotki osób chorych jak i przeróżnych instytucji. Jedne były barwne,
inne zaś zwykłe czarno białe. Historie które były tam opisywane czasem przywracały
o zawrót głowy. Czekałem w zamyśleniu trzymając jedną córeczkę na kolanach, gdy
w pewnym momencie przyszła Pani z dużym kubłem i fartuchem rodem wczesny PRL. Przystanęła
przy stoliczku i zaczęła pewnym ruchem ręki zgarniać wszystkie ulotki do kubła.
Trochę wstrząśnięty całą sytuacją na początku zaniemówiłem. Jednak po chwili
odważyłem się odezwać pomimo tego, że Pani w drugiej dłoni dzierżyła wielgachną
miotłę. „Przepraszam, ale co Pani robi? Jak to co sprzątam te wszystkie śmieci…”,
odezwała się kobieta wykrzywiając przy tym tak swoje usta aby wyraźnie
zrozumiał, że dalej nie należy o nic pytać. O nie tak łatwo droga Pani. „Dlaczego Pani to
robi, przecież to jest czyjeś wolanie o pomoc. Panie masz Pan zdrowe dziecko to
się Pan ciesz”, usłyszałem w odpowiedzi. Pomyślałem sobie jaka Pani
zorientowana. „Nie proszę Pani, moje dziecko też nie jest zdrowe i również
wykładamy ulotki z prośbą o przekazanie jednego procenta. No to jak tak to
zaraz Panu wyciągnę te Pana ulotki i weźmie se Pan”. Po czym kobieta bez
żadnych skrupułów odwróciła się tyłem do mnie, a przodem do kosza, zgięła w połowie
ciała i zaczęła szukać. Co rusz wyciąga jakąś i przegląda w nadziei, że będzie
to moja. Pewnie szybciej bym zareagował, gdyby nie dość dziwny frontalny widok
przed moją twarzą. Cóż zaryzykuję. „Przepraszam, ale tam nie ma moich ulotek”.
Jak tylko to powiedziałem ucichł szelest papieru. Pani powróciła do swojej
naturalnej pozycji i z piorunem w oczach mówi „to co się czepiasz Pan, Ja tu
nie mam czasu. D…ę mi zawraca”. Spokojnie lecz stanowczo zaczynam swój monolog.
„Proszę Pani, ktoś prosi o pomoc, ulotki sobie grzecznie leżą i…” Niestety Pani
nie chciała mnie dłużej słuchać. Wzięła kosz pod jedną rękę. W drugą tą
wielgachną miotłę i marudząc zaczęła się oddalać. Tłoku w przychodni
specjalnego nie było, a Pani jakby szukając solidarnej duszy przypadkowo przystanęła
i mówi „jego ulotek nie wyrzuciłam, a się czepia”. Widząc, że nie otrzymuje
żadnego wsparcia ponownie zaczęła się oddalać marudząc pod nosem „jeszcze każe
mi szukać …”
No cóż, morału tej opowieści
nie będzie. Będzie za to ulotka z jednym procentem dla moich dzielnych
księżniczek. Stąd ta Pani ich nie wyrzuci :)
piątek, 24 stycznia 2014
dostaliśmy matę do hydromasażu :)
Obiecywałem,
że się poprawię z nowymi postami i jak przyszło co do czego to okazało się, że
mamy małą awarię bloga. Pewnie jeszcze długo awaria nie byłaby usunięta, gdyby
nie pomoc Franiowej mamy. Wypadałoby teraz złożyć podziękowania, ale żeby się
nie powtarzać muszę z tym chwilkę poczekać. Otóż nasze dwie kochane księżniczki
dostały od Franiowej mamy matę do hydromasażu Balsan. Poprzednio mata była przekazana przez WOŚP i służyła
małemu krasnalowi Franiowi. Za zgodą Zarządu WOŚP mama Frania przekazała ją
naszym dziewczynom. Bardzo się cieszymy
z takiego prezentu. Jak tylko dokładnie
zapoznam się z instrukcją obsługi przygotuję naszym księżniczkom pierwszą kąpiel.
Dla naszych córeczek z tak dużymi zaburzeniami neurologicznymi to prawdziwy dar
i jednocześnie szansa na pierwszy kroczek. Z całego serca dziękujemy Ci
Agnieszko za przekazaną matę. Nasz najstarszy
syneczek bardzo pomagał przy otwieraniu przesyłki. Jego pomoc polegała
na pilnowaniu siostrzyczek żeby niczego nie dotykały. Jak już mu wytłumaczyliśmy
co to jest i do czego służy, nasz syneczek wstał i stwierdził następującą rzecz
„tatusiu nareszcie będziesz miał czas na oglądanie bajek i masaż moich nóżek, a
nie tylko im..” Wyglądało to przekomiczne, bo strasznie przy tym gestykulował i
mówił to na swój dziecięcy sposób J
Tak
właśnie przy okazji superaśnego prezentu, naprawiliśmy jeszcze bloga. Pewnie
mama Frania zastanawia się w czym pomogła jeśli chodzi o bloga. Tę sprawę
będziemy wyjaśniać w kolejnych postach J
wtorek, 5 listopada 2013
tak zwyczajnie
Bardzo długo zabierałem się do dalszego prowadzenia
bloga i chyba nigdy bym tego nie zrobił gdyby nie pewna osoba. Longina, tak właśnie
Tobie dziękuję najbardziej za to, że cały czas jesteś z nami. Za to, że
najzwyczajniej w świecie pisałaś „co tam u was, co się dzieje” itd. Dzięki
Tobie znów stanąłem na nogi, a nie było to łatwe. Z założenia blog miał opowiadać
o walce naszych dwóch kochanych córeczek z ich chorobą. Chorobą, która powoduje,
że dziewczynki są niepełnosprawne. Treść miała zawierać dużo radości i opisywać
nasze wspólne osiągnięcia w drodze do zdrowia księżniczek. Tak właśnie, nasze
wspólne, bo cokolwiek robimy to jest to wkład całej naszej piątki. Niestety
dziś już wiem, że najzwyczajniej w naszym przypadku nie można piać tylko o
radościach. Czasem zwyczajnie trzeba wyrzucić wszystko z siebie aby właśnie ktoś
taki jak Longina pomógł się podnieść.
Te ostatnie cztery miesiące były bardzo ciężkie.
Powody tego były dwa:
Pierwszy to dom, który najzwyczajniej w świecie
trzeba było dostosować do potrzeb księżniczek. Dlaczego było to takie trudne
chyba nie muszę opisywać, ale finanse, brak czasu itd. W naszym przypadku dochodził
jeszcze żal i smutek, bo przecież rok przed urodzeniem dziewczynek udało nam
się go wykończyć. Nagle przychodzi wielka zmiana w życiu – choroba,
niepełnosprawność dzieci. Wszystko co
mozolnie było wykańczane trzeba zmienić. Niektóre meble zwyczajnie muszą
zniknąć, a w ich miejsce pojawiają się sprzęty rehabilitacyjne.
Drugi powód to sama choroba i towarzysząca temu niepełnosprawność
córeczek. Całkiem niedługo bo 4 lutego nasze księżniczki skończą trzy latka. Pomimo
intensywnej rehabilitacji nasze dziewczynki nie potrafią stanąć na własnych
nóżkach. Każdy kroczek w pionizatorze, czy też rampie kosztuje nasze córeczki
bardzo dużo wysiłku. Można by powiedzieć że to dobrze, że idą powoli do przodu.
Małymi osiągnięciami zdobędą wielkie cele i tylko pojawia się jeden problem. „Tatusiu
dlaczego nie mogę chodzić, tak chciałabym jak Krzyś biedać…”. Oczywiście
człowiek siada i z ściśniętym gardłem tłumaczy kolejno córeczkom dlaczego. One
tak bardzo wpatrzone uważnie słuchają i tylko mówią „no dobrze”. Nie wiem jak
dla innych rodziców, ale dla mnie był to najgorszy okres. Dlatego bardzo was
proszę drodzy czytelnicy naszego bloga. Pomóżcie mi wstać, gdy upadnę.
czwartek, 24 października 2013
Dużo dużo pracy
Od czasu ostatniego wpisu udało nam się zbudować pewne urządzenie do ćwiczeń. Jak dziś patrzę na ogród to zdecydowanie różni się od zakładanej pierwotnej wersji. No cóż, samo życie. Poniżej prezentuję filmik z udziałem dwóch naszych małych bohaterek.
niedziela, 14 lipca 2013
Długo nie było wieści
Oj tak, tak. Dość długo nie było żadnego wpisu na blogu. Nawet znajoma Logina zaczęła się dopytywać co się dzieje. No właśnie długo też tego nie wiedzieliśmy. Już nawet była myśl aby zmienić adres bloga. Miejmy nadzieję, że to koniec takich problemów. Tak dużo nazbierało się nowych wieści, że nie wiadomo od czego zacząć. No, ale jak to mawiają, najlepiej od początku. Udało się wreszcie wybrać najlepszy pionizator dla Karolinki. Nie jest to ten co był pokazany w poprzednich wpisach. Niestety, ale choroba naszych księżniczek powoduje u nich dość mocne zachwiania równowagi. Czasem zwyczajnie bez żadnego powodu zwyczajnie ją tracą przy czworakowaniu. . Dla naszej drugiej księżniczki Juleczki wybraliśmy pionizator statyczny. Niestety, ale Julci jeszcze daleko do samodzielnego poruszania się w pionizatorze aktywnym. Nie mamy ich jeszcze w domku, bo zamówienie jest w trakcie realizacji. Oczywiście jak już będą nie omieszkamy się nimi pochwalić.
Przyszły kolejne wyniki badań genetycznych CGH do mikromacierzy jest u naszych księżniczek prawidłowe. Teraz pozostaje pytanie co robić dalej. Powoli kończą się lekarzom pomysły i chyba pozostanie czekać aż coś samo wyjdzie. Na sierpień jesteśmy umówieni na wizytę u ortopedy Pana profesora Jóźwiaka. Podczas tej wizyty będziemy musieli podjąć dość kilka ważnych decyzji. Widząc jakie postępy ruchowe zrobiły nasze księżniczki od ostatniej wizyty nie będzie to łatwe. Nasze kochane bliźniaczki mówią coraz lepiej. Ba chwilami to im się buzie nie zamykają. Oj trzeba bardzo uważać na brzydkie słowa jak się człowiek grzmotnie o kant stołu. Łapią w mig i powtarzają. Czasem stanowczo za długo powtarzają.
Dzielny starszy brat Krzyś, skończył swój pierwszy rok w przedszkolu. Łza się w oku kręci, jak ten czas szybko leci. Krzysiu w czasie swoich pierwszych wakacji dzielnie pomaga rodzicom. No czasem pomaga nam znaleźć zajęcie, czytaj posprzątaj. Jednak oprócz robienia bałaganu, nasz syneczek jest dość mocno zaangażowany w wszelkiego rodzaju prace podwórkowe. Wczoraj po południu razem z synkiem zrobiliśmy sobie męski wieczór przy zrywaniu wiśni. Dużo tego nie było, ale ile frajdy i śmiechu. Jestem z siebie bardzo dumny. Nauczyłem Krzysia strzelać z pestek.
Przyszły kolejne wyniki badań genetycznych CGH do mikromacierzy jest u naszych księżniczek prawidłowe. Teraz pozostaje pytanie co robić dalej. Powoli kończą się lekarzom pomysły i chyba pozostanie czekać aż coś samo wyjdzie. Na sierpień jesteśmy umówieni na wizytę u ortopedy Pana profesora Jóźwiaka. Podczas tej wizyty będziemy musieli podjąć dość kilka ważnych decyzji. Widząc jakie postępy ruchowe zrobiły nasze księżniczki od ostatniej wizyty nie będzie to łatwe. Nasze kochane bliźniaczki mówią coraz lepiej. Ba chwilami to im się buzie nie zamykają. Oj trzeba bardzo uważać na brzydkie słowa jak się człowiek grzmotnie o kant stołu. Łapią w mig i powtarzają. Czasem stanowczo za długo powtarzają.
Dzielny starszy brat Krzyś, skończył swój pierwszy rok w przedszkolu. Łza się w oku kręci, jak ten czas szybko leci. Krzysiu w czasie swoich pierwszych wakacji dzielnie pomaga rodzicom. No czasem pomaga nam znaleźć zajęcie, czytaj posprzątaj. Jednak oprócz robienia bałaganu, nasz syneczek jest dość mocno zaangażowany w wszelkiego rodzaju prace podwórkowe. Wczoraj po południu razem z synkiem zrobiliśmy sobie męski wieczór przy zrywaniu wiśni. Dużo tego nie było, ale ile frajdy i śmiechu. Jestem z siebie bardzo dumny. Nauczyłem Krzysia strzelać z pestek.
piątek, 24 maja 2013
Pierwsze kroczki Karolinki
Przetestowaliśmy wiele pionizatorów i wybraliśmy najlepszy dla naszych kochanych księżniczek. No dobrze, już dobrze. To one wybrały, a raczej zaakceptowały. Ten w którym jest na zdjęciu Karolinka został pożyczony od jednej kochanej Pani. Serdecznie dziękujemy :) Teraz już pozostaje tylko czekać na nasz. Na razie Karolinka będzie w nim dreptać. Juleczka jeszcze musi trochę się wzmocnić, ale na pewno da radę. Ten chodniczek po którym dzielnie kroczy Karolinka został zrobiony przez tatusia i jego dobrych przyjaciół. Wszystko po to aby księżniczki miały gdzie uczyć się chodzić. Oczywiście chodnika nie udało nam się zrobić całego z oczywistych powodów finansowych. Jeszcze spory kawałek go brakuje, ale już wkrótce będzie ukończony. O szczegółach i akcji budowania chodnika dla księżniczek już wkrótce.
poniedziałek, 20 maja 2013
Warszawa ach ta Warszawa
Mieliśmy być w Warszawie 13 maja w poniedziałek. Postanowiliśmy wyjechać dzień wcześniej i noc spędzić w pobliskim hotelu. Woleliśmy takie rozwiązanie zamiast męczenia dziewczynek po 7 godzinnej podróży badaniami. Tak więc wylądowaliśmy w Hotelu. Juleczka trochę nam się rozchorowała tuż przed wyjazdem. Jednak po złączeniu dwóch łóżek w hotelu zaczęła razem z sistrą brykać niczym tygrysek z Kubusia puchatka.
Po spokojnej nocy udaliśmy się do CZD na metabolikę. Niestety niczego ciekawego nie dowiedzieliśmy się. Jeśli chodzi o samą wizytę to dość króciutka. Tym razem nie pobrano żadnych materiałów do badań. Najzwyczajniej w świecie Pani doktor nas poinformowała, że nie ma pomysłu na dziewczynki i tyle. Nie było mowy o tym, żeby powtórzyć jakieś badanie. Milczeniem zbywano nas na pytanie co dalej mamy robić. Metabolika już więcej nic nie wymyśli. Pani doktor poinformowała nas, że dziewczynki są chore. Wiedziałem że coś jest nie tak, ale żeby chore? na to bym nie wpadł. Trzeba czekać na jakieś anomalie np. omdlenia, wymioty, to może będzie można coś podpasować. Na pytanie czy może jakiś inne badania konsultacje u innych specjalistów Pani doktor mnie zmierzyła jak byk zgniłą kapustę. Wiadomo rehabilitacja najważniejsza ale jeszcze fajnie byłoby wiedzieć co będzie z dziećmi, jak będzie przebiegał ich rozwój. Niestety nie dowiedzieliśmy się nic więcej jak tylko robić badania genetyczne.
czwartek, 9 maja 2013
Ach te plany
No tak coraz bliżej wyjazdu i jak zwykle coś nie tak. Jak mawiają koledzy z pracy "był czas przywyknąć". Tym razem rozchorowała nam się Karolinka. Biedulka ma taki zachrypnięty głosik jakby ciągle balowała. Nie powiem, że nie sięga po flaszkę mleka, ale kto tam wie co ona ma w środku :) No cóż teraz młodzież szybciej dorasta. W ostatnim czasie dostaliśmy od kochanego wujka Tomka mały prezent, trampolinę. Dzieciaczki są zachwycone, jak nie kochać takiego chrzestnego :)
Oczywiście odbyła się pierwsza próba przez mamusię, czytaj moją żonkę. Bo teściowa to raczej by tam nie weszła, chociaż może :) Po pozytywnych testach nadszedł czas na dzieciaczki. Jak weszły, tak zejść nie chciały. Kochane urwisy siedziały tam i za nic nie chciały wyjść.
Po małych negocjacjach zakończonych sukcesem i obietnicą wizyty w krainie zabaw, czytaj kulki w Głogowie. Udało się wrócić do domku.
piątek, 3 maja 2013
Zaczynamy odliczanie
No tak, zaczynamy odliczanie do kolejnego wyjazdu. Tym razem jedziemy do stolicy, a dokładniej mówiąc do CZD na oddział metaboliczny. Ile czasu tam spędzimy tego nie wiemy, mam nadzieję, że bardzo krótko. Ostatnio pogoda nie nastraja do pozytywnego myślenia. Nie mamy jeszcze ostatnich wyników badań genetycznych z Poznania. Ta niepewność zawsze mnie zamęcza i strasznie wkurza. Nasze kochane córeczki rozgadują się. Powtarzają każde słowo po Krzysiu, nawet te, których wolelibyśmy nie słyszeć. Dni płyną dość spokojnie jak na nasze życie. Czyli codziennie ćwiczymy i staramy się cokolwiek zrobić w domku. Starszy brat Krzyś dzielnie pomaga w codziennych obowiązkach. Mocno podkreśla, że wszystko co zrobi to dla Julci i Kalolci. Dba chłopak o swoje małe kobietki. Bycie starszym bratem mocno zobowiązuje :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)