środa, 16 kwietnia 2014

Pieszo na Śnieżkę dla Julii i Karolinki

Jak tu nie zrobić wpisu :) :)
Dokładnie jak to było, sam już nie wiem. Szpital, za szpitalem i w międzyczasie czterech facetów wpada na szalony pomysł. "Pójdziemy pieszo na Śnieżkę dla Julki i Karolinki. Tatuś co ty na to...." Co Ja mam powiedzieć, cieszę się. No to tatuś, to co zrobić żeby przy okazji tego marszu zebrać trochę środków dla księżniczek, zapytali zwariowani szaleńcy:) No tu raczej się nic nie nazbiera, ale wystarczy, że pójdziecie. Być może ktoś wpadnie na pomysł i podpowie co tak naprawdę dolega naszym niepełnosprawnym córeczkom. Ktoś wskaże nam  drogę na końcu której będą otwarte drzwi... Panowie jednak nie skorzy do szybkiej rezygnacji postanowili wydrukować plakat dziewczynek i tak symbolicznie zabrać je ze sobą. Nadszedł dzień wyjścia. Moja kochana żonka wpadła na świetny pomysł. Mówi, że pojedziemy i pożegnamy Panów przed tą długą wędrówką. Szybciutko upiekła ciasto i przygotowała dla każdego wędrownika małe pudełeczko. W dniu wyjścia tzn. 12 kwietnia o godzinie 6.00 zjawiliśmy się w miejscu wymarszu. Czy zaskoczyliśmy naszych pozytywnie zakręconych wędrowników? Nie wiem, ale mam taką nadzieję :)
Pogoda była dość niepewna i pamiętam jak powiedziałem, że jak nie dotrą do celu, to też nic nie szkodzi. Spojrzeli na mnie nie napiszę jak i powiedzieli "nie ma mowy". Zrobiliśmy parę zdjęć wymieniliśmy trochę ciepłych słów i odprowadzaliśmy wzrokiem całą czwórkę. Panowie wymaszerowali. Zaś my wróciliśmy grzecznie do domku i cały czas byliśmy myślami z naszymi wędrownikami. Od czasu do czasu Panowie dawali znać gdzie są. Nie mam jeszcze relacji z tej wędrówki, ale zwariowana czwórka obiecała, że niedługo będzie cała relacja z przejścia. Na facebooku  jest trochę zdjęć i krótki filmik obrazujący pogodę. Oj z tego co widziałem, to nie była łatwa wyprawa. Panowie dotarli na sam szczyt co zostało uwiecznione na zdjęciu. Temu wydarzeniu towarzyszyły nasze księżniczki. Co prawda na fotografii ale były. Boże przyrzekam ci, że jeśli tylko Juleczka i Karolinka pokonają swoją niepełnosprawność pójdziemy całą rodzinką na Śnieżkę. Nie zrobimy takiej trasy jak nasi dzielni piechurzy, ale na pewno ten ostatni etap.
Pewnie wielu z was mnie zapyta co tak naprawdę dało to całe przejście. Przecież nie zebrano środków na leczenie, badania, rehabilitacje. Mnie osobiście dało bardzo dużo:
1. Nikt nie zabrał naszych dziewczyn na taką wycieczkę. Panowie zaś wnieśli je na sam szczyt. Nie ważne że to fotografia. Były? no były :)
2. Jeśli czterech nieznanych mi facetów idzie dla moich córeczek tyle kilometrów i mimo bólu nóg, olbrzymich pęcherzy, nie poddają się, to jest to dla mnie sygnał i duże wsparcie, że nie wolno się poddawać. Muszę walczyć o to aby moje córeczki postawiły samodzielny pierwszy kroczek. Tak jak ci faceci pomimo bólu i cierpienia nie poddali się, tak my rodzice Juleczki i Karolinki też się nie poddamy.  Ktoś powie, że pierdoły wypisuje. Przepraszam, ale Ja to dokładnie tak czuję.