poniedziałek, 11 grudnia 2017

Codzienność

Pod tym dość prostym tytułem chciałem wam opowiedzieć jak wygląda codzienne życie naszych dzielnych bliźniaczek, ich starszego brata oraz nas rodziców. W okresie pooperacyjnym nasze kochane córeczki postanowiliśmy zwolnić na jakiś czas z przedszkola. Dzięki zaangażowaniu wielu osób między innymi Pana Wójta, całego grona przedszkolnego oraz pracowników GOPS-u udało się ułożyć program nauczania dziewczynek z jednoczesną bardzo intensywną rehabilitacją.  Nie ocenioną pomoc przyniosło tutaj samo przedszkole, które pozwoliło aby Pani Sylwia pomagała mojej kochanej żonie we wszystkich obowiązkach związanych z dziewczynkami w domu. Oczywiście jest to pomoc tylko czasowa do chwili uzyskania choć części sprawności z okresu przedoperacyjnego. Dużą naiwnością byłoby wierzyć, że po operacji i 6 tygodniach noszenia gipsów na nogach, nasze córeczki tak od razu staną na nóżki i zrobią pierwszy kroczek. Jednak trzeba przyznać, że znalazły się osoby, które wykazały się taką naiwnością i z dużą czujnością obserwowały czy na pewno nie przesadzamy. Czy ta pomoc jest nam na pewno potrzebna? Koniec końców stwierdzono, że jednak jest potrzeba. Pomimo tego, że dziewczynki są w domu nie znaczy, że śpią do której chcą. Ich dzień wygląda, a przynajmniej staramy się żeby wyglądał jak dzień prawdziwego przedszkolaka. Jest poranna toaleta i trochę ćwiczeń fizycznych. Następnie jest śniadanie i znowu ćwiczenia. Potem są zajęcia ruchowe rąk pod postacią przeróżnych zabaw. Niestety ale dziewczynki mają duże potrzeby w zakresie ćwiczeń koordynacyjnych. Nie potrafią w pełni samodzielnie zapinać np guzików przy bluzeczkach. Potem jest mała przerwa na odpoczynek, którą Ja na miejscu córeczek bym zaskarżył bowiem co to za przerwa jak każą uczyć się chodzić w butach. Zaraz po takiej przerwie są następne zajęcia rehabilitacyjne. Tutaj można by już powiedzieć, że tak właśnie wygląda przeciętny normalny dzień naszych dziewczynek. Chyba nie trzeba się rozpisywać co robimy my rodzice. W tym miejscu pozwolę sobie pochwalić moją żonę Edytkę, która to sama zostaję z dziewczynkami i ich problemem podczas, gdy Ja jestem w pracy. Gdyby nie pomoc wyżej wspomnianej Pani Sylwii nie wiem jakby to było. Dziewczynki mają już prawie 7 lat i czasem potrafią być złośliwe tylko dlatego że czują się bezsilne bo coś im nie wychodzi. Trudno byłoby jednej osobie zapanować nad tym całą sytuacją. Na koniec kilka świątecznych zdjęć naszych córeczek. Wyglądają jak aniołki, prawda?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz