No tak coraz bliżej wyjazdu i jak zwykle coś nie tak. Jak mawiają koledzy z pracy "był czas przywyknąć". Tym razem rozchorowała nam się Karolinka. Biedulka ma taki zachrypnięty głosik jakby ciągle balowała. Nie powiem, że nie sięga po flaszkę mleka, ale kto tam wie co ona ma w środku :) No cóż teraz młodzież szybciej dorasta. W ostatnim czasie dostaliśmy od kochanego wujka Tomka mały prezent, trampolinę. Dzieciaczki są zachwycone, jak nie kochać takiego chrzestnego :)
Oczywiście odbyła się pierwsza próba przez mamusię, czytaj moją żonkę. Bo teściowa to raczej by tam nie weszła, chociaż może :) Po pozytywnych testach nadszedł czas na dzieciaczki. Jak weszły, tak zejść nie chciały. Kochane urwisy siedziały tam i za nic nie chciały wyjść.
Po małych negocjacjach zakończonych sukcesem i obietnicą wizyty w krainie zabaw, czytaj kulki w Głogowie. Udało się wrócić do domku.
Prezent jest piękny, mam nadzieje, że Karolcia szybko wyzdrowieje i stanie na nogi, w przenośni i dosłownie! :)
OdpowiedzUsuńTeż mamy taką nadzieję. Trampolina świetnie się sprawdza jak po deszczu trawa jeszcze wilgotna.
UsuńNo nie taki mały ten prezent! Super zabawa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zdrówka dla Karolinki!
No rzeczywiście mały to on nie jest, ale bycie chrzestnym zobowiązuje jak to powiedział wujek. Dzieciaczki ciągną na polinę jak to mówią i najchętniej nie schodziłby by z niej wcale :)
Usuń